Strach / A jednak...
Gdyby nie to, że mój tryb życia jest (co najmniej) nienormalny, to powinnam dodać 2 posty, ale musiałam odespać tamten poranek pełen emocji, jednocześnie pracując, zarywając kolejną noc i gdyby nie cudowny wynalazek zwany kalendarzem, to nie miałabym pojęcia, jaki dziś dzień tygodnia i miesiąca.
Zalogowałam się przedtem i zaczęłam pisać o tym, jak bardzo się boję, że On wystraszy się samego siebie, tego, co zrobił odzywając się do mnie i zerwie znów kontakt na zawsze. Ale wzywała mnie praca, więc nie dodałam posta.
I może dobrze...?
Może dobrze, bo dnia kolejnego (trudno się połapać, gdy dniami głównie się sypia, a nocami żyje) odezwał się w sprawie zamówienia ze swojego sklepu. Wyjaśnił, że wczoraj był zmęczony, że nie ma czasu, że otwarcie sklepu stacjonarnego zajmuje mu prawie całe myśli... Ok. Zaakceptowane.
Co nie zmienia faktu, że wewnątrz krzyczę. Że ogromne łzy zalewają mi koszulkę, klawiaturę i momentami uda. Bo przecież wiem, że On jest żonaty. Że może niekoniecznie szczęśliwie...? Że to jej wina, bo mogła Go najpierw poznać i przekonać się, jaki jest i jakie ma problemy...? Nie zmienia to faktu, że to ona go usidliła, a On wplątał się tak bardzo, że nawet gdy czar pryśnie, nie będzie mu łatwo wyplątać się z tych sideł.
A nasze dziecko... Chciałabym móc porządnie Nim potrząsnąć i zapytać, jakiego dziecka nie chciałam, że uznał to za powód do odejścia.
Owszem, oficjalnie nigdy nie chciałam dzieci. W mojej rodzinie nie cierpi się, nie akceptuje dzieci i co to oznacza, przekonałam się i przekonuję nadal. Bo mimo 30+ nadal jestem tu dzieckiem.
Ale On był tym jednym z dwóch, którzy znali prawdę. Tym jedynym, który wiedział wszystko. Tym, który niecałe 4 miesiące przed odejściem otrzymał maila z moim płaczem, że tak bardzo chcę być mamą. I odpisał na tego maila. Niecałe 4 miesiące przed odejściem, niecałych 8 miesięcy przed ślubem napisał "Kochanie, będziesz świetną mamą! (...) możemy mu dać tyle miłości! Jesteś JEDYNA!".
Niecałe 4 miesiące przed odejściem... A wiecie, o czym rozmawialiśmy 15 minut przed Jego odejściem...? O butach ślubnych. I sam przedwczoraj przypomniał mi, że o jego spinkach do mankietów. Po czym w kwadrans wywołał sztuczną awanturę o coś sprzed pół roku, żeby trzasnąć drzwiami, 2 dni później zapytać "I co z nami będzie?", nigdy więcej nie pojawić się, nie oddać moich rzeczy, nie oddać pieniędzy, które wziął już po odejściu, żeby zamilknąć na ponad 3 lata. I żeby po takim czasie powiedzieć, że to dlatego, że nie chciałam być matką.
Brzmi głupio, prawda...?
Ale nie macie pojęcia, ile rzeczy brzmi głupio z ust kogoś, kto ma podejrzenie ChAD, ale nigdy nie dał się zdiagnozować. Kogoś, kto być może ma ze sobą problemy, jest nierozgarnięty, a jednocześnie... był, jest i będzie najważniejszym człowiekiem na świecie dla kogoś innego. Bez względu na wszystko.